powyżej: ulice Tangieru o świcie
Pocztówka z Afryki 16, część 1: Tanger, brama do Europy |
Tanger, miasto portowe u północnych wybrzeży Maroka, było ostatnim przystankiem w Afryce. Czekała mnie jeszcze przeprawa promowa do Algeciras w Hiszpanii i odwiedziny przyjaciela z dawnych, studenckich czasów w okolicach Malagi.
W Marrakeszu wsiadłem w nocny pociąg. Krajowa sieć kolejowa, zarzdzana przez państwową firmę ONCF jest dobrze rozwinięta. Koszty podróżowania koleją były nieco wyższe, niż się spodziewałem. Bilet z Marrakeszu do Tangeru kosztował równowartość ok. 20 EUR za podróż wagonie drugiej klasy. Standard przypominał nasze PKP sprzed kilkunastu lat. Chociaż widok pasażera ładującego się z klatką z kurczakami do sąsiedniego przedziału wywołał na moich współpasażerach delikatny uśmiech politowania.

Dojechałem na miejsce gdy już świtało. Wystarczyła jedna noc i prawie 600 kilometrów, aby przenieść się w inny świat. Wsiadłem w mieście ociekającym klimatem Orientu, a wysiadłem w zupełnie innym miejscu. Chodząc po mieście miałem wrażenie, że jestem po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Nadal jednak byłem w Maroku.
Było nieco chłodniej, dużo więcej zieleni, ulice jakieś szersze, ludzie ubrani bardziej w stylu zachodnim, a poza tym – jakoś schludniej i czyściej. Postanowiłem rozejrzeć się, zasięgnąć języka, gdzie można znaleźć najtańszy prom do Hiszpanii i zjeść porządne śniadanie.

Poranną przechadzkę rozpoczynam od tangerskiej plaży. Wzdłuż promenady oddzielającej morze od miasta ciągną się rzędy wysokich apartamentowców i hoteli. O poranku można jeszcze spotkać rybaków rozładowujących poranny połów. Dalej, bliżej centrum pojawiają się knajpy i dyskoteki. Nie są to zamknięte w podziemiach kluby – z deptaka można zobaczyć, że w każdym z nich jest duże patio na świeżym powietrzu, pośrodku którego jest dancefloor i basen. Prosto z meczetu na balety, tak?
Miejscami promenada zamienia się w wielki plac budowy. Do 2017 r. ma powstać tutaj nowe Białe Miasto, sąsiadujące z kolorową, zabytkową medyną. Nowy port, parki, kolejki linowe i luksusowe hotele. Możliwe, że miasto zacznie tracić swój unikalny, ekumeniczny charakter i stanie się kolejną kopią bogatego arabskiego miasta, w których dominować będzie biel i luksus.
Idąc w stronę centrum widziałem młodą parę, siedzącą na plaży, przytulającą się, jakby nigdy nic. Chwilę później podjechał do nich konny patrol policji, kazał przestać robić ekscesy w miejscu publicznym, zabierać zabawki i iść do domu.
Dzień spędziłem kręcąc się po Tangerskiej medynie i odpoczywając w parku. Czekałem na na Mahmouda – mojego gospodarza z couchsurfingu. Byliśmy umówieni dopiero wieczorem, dlatego miałem jeszcze dużo czasu pobłądzić po uliczkach medyny (o starym mieście w następnym razem).

Mahmoud jest magikiem. Jest wykładowcą na prywatnej uczelni i projektantem mody, ze swoim stylem życia pasuje do marokańskich i tangerskich obyczajów jak pięść do nosa. Podobno i tak Tanger, ze względu na silne wpływy europejskie, jest najbardziej liberalnym z miast Maroka. Wystarczy spojrzeć na nadmorskie kluby i bary – takich miejsc nie znajdzie się ani w Marrakeszu, ani w Casablance.
Dla niego to i tak za mało, mówi wyciągając butelkę Johnniego Walkera z zamrażarki. W życiu ma dużo szczęścia – jego ojciec był wysoko postawionym funkcjonariuszem policji, więc jego wszelkie ekscesy nielicujące z marokańską obyczajowością zawsze uchodziły mu na sucho, nawet ani razu nie trafił do aresztu.
I tak, żeby móc zabawić się i poszaleć jak w amerykańskich filmach musi wybrać się do którejś z nadmorskich miejscowości w Europie. Mahmoud ma o tyle szczęście, że ma znajomych na całym świecie i zawsze może ich odwiedzić.

Zapytany o sytuację z młodą parą, którą widziałem rano na plaży, ze smutkiem stwierdził, że jednak pod względem obyczajowości, to mamy tutaj w pełni państwo policyjne. Nie powinno się publicznie okazywać uczuć, a broń boże innej orientacji, pić alkoholu (chociaż bez problemu można go kupić w sklepie spod lady), imprezować, hałasować, ani żadnych tym podobnych rzeczy. Po prostu nie można się pobawić. Najwyżej palić haszysz w spokoju w domowym zaciszu.
Wielkim echem odbiła się sprawa koncertu Jennifer Lopez w 2015 r. (zaproszonej przez marokańskiego króla), po którym jeden z marokańskich ministrów zlecił wszczęcie sprawy w prokuraturze ze względu na …. noszenie nieobyczajnego stroju przez piosenkarkę i sianie zgorszenia pośród widzów. Obrońcy moralności w urzędach mieli zajęcie, J.Lo zaś miała sprawę w głębokim poważaniu, bo dawno już koncertowała w innej części świata. A Marokańczycy, którzy bawili się na tym koncercie, nie mogli uwierzyć w absurd całej sytuacji.
To jest chore, mówił.
Ja sam zauważyłem, kończy się to tym, że zakochana para może mieć kłopoty, bo siedzą razem na plaży. I on sam miewał mniej przyjemne sytuacje z absurdalnych powodów. Nie szukając długo Mahmoud przytoczył historię związaną z warsztatami, które prowadził w szkole. Jego uczennice miały przygotować stroje związane z mitologiami i różnymi wierzeniami antycznego świata. Kilkunastu rodziców oficjalnie zaprotestowało i zabroniło dzieciom brania udziału w tych warsztatach, bo jak to tak, ich córka ma przygotować i wystąpić w sukni inspirowanej postacią Wenus czy Kleopatry, a nie umiłowanej Fatimy?
Nie godzi się tak.
Mahmoud dopił drinka i ruszył do warsztatu. Coś mu się przypomniało, coś go zainspirowało i ruszył doszyć kilka nici do swojego najnowszego dzieła.
Artysta, nie wytłumaczysz, że jest już 2 w nocy i można z tym poczekać do rana.
W następnym wpisie – o ładniejszej części miasta zwanego kiedyś miastem szpiegów.
