Torchlight |
Zaczęło się od Diablo.
Diablo, jedno z najważniejszych dzieł Blizzarda kłaniać nikomu się nie musi. Rok 1996 – wyruszamy w głąb katakumb Tristram, aby zmierzyć się z nieznanym wtedy jeszcze szerszej publiczności Diablo. Rok 2000 – okazuje się, że ubić bydlaka nie jest tak łatwo, Diablo do pomocy zawołał swoich dwóch braci, Baala i Mefisto. Znowu do roboty.
Diablo II na wiele lat było uznane za niedościgniony wzór gier hack’n’ slash (recenzja).
A potem długo, długo nic. Przez ponad 10 lat, do premiery trzeciej części serii dalej najlepsza była dwójka. Pretendentów było kilku – Titan Quest, Sacred, Dungeon Siege. Nie raz okazały się bardziej rozbudowane, z lepszą oprawą graficzną. Każdej z nich czegoś brakowało. Tej małej iskierki syndromu jeszcze jednego poziomu, którą wpleść w grę potrafią chyba tylko programiści Blizzarda.
Pierwszy Torchlight.
Rok 2009. Fani gatunku hack’n’slash będą musieli poczekać jeszcze trzy lata, zanim wyjdzie Diablo III, które i tak nie spełni oczekiwań wielu z nich.
A tu nagle pojawia się informacja, że bracia Schaeffer, założyciele Blizzard North (odpowiedzialnego za Diablo) i Travis Baldree zaczynają współpracę w ramach nowego studio – Runic Games. I robią staroszkolnego hak-en-slesza, w którym będzie wszystko to, co najlepsze.
Zaczynamy.
Powita nas menu z nastrojową muzyką, wybór pomiędzy jedną z 3 postaci: Alchemist (taki mag), Destroyer (taki wojownik), Vanquisher (taki jakby łucznik). Alchemik wygląda na niegłupiego poszukiwacza przygód, więc jemu przyjdzie uratować świat.
Przygoda rozpoczyna się w małym miasteczku Torchlight, które nawiedzi plaga wszelkiego zła z pobliskiej kopalni. W kopalni wydobywano kryształ zwany Ember, który pozwalał pozyskać każdemu magiczne moce. Jak się okazuje, Ember to coś w stylu izotopu uranu 236, który może i ma doskonałe właściwości, ale dla przeciętnego człowieka bezpośrednie obcowanie może się skończyć tylko źle. I gdzieś tam w głębi tej kopalni, po kilkuastu poziomach jaskiń, lochów, prastarych ruin odkryjemy źródło całego tego zamieszania, całego zła w świecie i w ogóle. Zabić, zniszczyć i zapomnieć. Generalnie fabuła jest płaska jak powierzchnia ziemi w uniwersum Terrego Prachetta, ale ni o to w tej grze chodzi.
Czar Torchlight tkwi w pięknej oprawie i esencjonalnej prostocie rozgrywki. Prosta, ładna trójwymiarowa grafika (tego właśnie brakowało serii Diablo). Klimatyczne zaprojektowanie kolejnych poziomów i modeli postaci. Nastrojowa oprawa muzyczna, pasująca jak znalazł do całej przygody.
Dodajmy do tego znany nam z pierwszej części Diablo model rozgrywki. Wyruszamy do lochów, zabijamy potwory, zbieramy łupy, wracamy do miasteczka spieniężyć nadbagaż i kupić nowy, lepszy sprzęt. Czasem coś wykujemy u kowala, odwiedzimy czarnoksiężnika, który zaaplikuje trochę magii do ekwipunku, albo spróbujemy szczęścia w hazardzie.
A potem znów w dół, niżej i niżej, na kolejny poziom losowo generowanych podziemi, do walki z nowymi rodzajami potworów. I tak w kółko. Bez udziwnień i komplikowania życia.

Jakby nie spojrzeć – Torchlight serwuje nam dokładnie to samo, co pierwsze Diablo, tylko w ładniejszej oprawie graficznej. Na szczęście rozwój bohaterów jest bardziej rozwinięty i opera się na drzewkach umiejętności, dobrze znanych s Diablo II.
Średnia ocen w sieci: 83/100. Jak dla mnie Torchlight to druga najlepsza gra w gatunku. Oczywiście po Diablo.
Torchlight II
Rok 2012 – premierę ma druga część Torchlighta. Nie jest to łatwy czas, bo przyszło stanąć w szranki z Diablo III, wydanym kilka miesięcy wcześniej.
„Dwójka” w stosunku do „jedynki” przyniosła wiele zmian. Więcej klas postaci, więcej miast, dłuższa kampania. Walczyć mamy nie tylko w podziemiach, ale też na zróżnicowanych, otwartych przestrzeniach (dla urozmaicenia – wprowadzono cykl dnia i nocy oraz dynamiczne zmiany pogodowe). O, jeszcze doszły przedmioty zarezerwowane dla poszczególnych klas postaci. Coś mi się wydaje, że niemal identyczne innowacje zapowiadano przed premierą Diablo II.

Klasy postaci zostały kompletnie przeprojektowane. Można wybrać spośród Berserkera (skrzyżowanie barbarzyńcy i druida z Diablo 2), Engineera (skrzyżowanie paladyna i umiejętności stawiania pułapek przez zabójczynię), Outlandera (miks amazonki i zabójczyni) i Embermage (klasyczny mag).
Ponarzekam trochę.
Oprawa – nadal jest ładna i klimatyczna.
Fabuła – nadal niezbyt głęboka. Ot, alchemik, który w pierwszej części pokonał całe zło uległ jego zgubnemu wpływowi i teraz sam rozrabia. Brzmi znajomo, jak wstęp do kampanii Diablo 2.
Klasy postaci – nieco przekombinowane, sprawiające wrażenie, że każdą grałoby się tak samo.
Eksploracja dużo większego świata – fajnie, ładnie nawet, ale przez to zabrakło całej magii dungeon crawlingu, którą przesycony był pierwszy Torchlight.
Torchlight II uzyskał średnią ocenę na poziomie 88/100. Tyle samo, co Diablo III. Owszem, Torchlight II był większy, bardziej dopracowany, znacząco poprawiony w stosunku do poprzednika. Zabrakło jednak tej iskierki klimatu, co sprawiło, że Torchlight II to gra zaledwie bardzo dobra.
To jednak zbyt mało, aby stanąć w panteonie najlepszych hak-en-sleszy obok serii Diablo, pierwszego Torchlight czy Nox.
Zostaje tylko honorowe miejsce wśród najlepszych pretendentów, wymienionych wyżej Dungeon Siege, Sacred czy Titan Quest.

PS. Na plus serii należy zaliczyć znikome wymagania sprzętowe przy zachowaniu ładnej oprawy. Spokojnie można odpalić te gry na laptopie z komunii.
Werdykt: Torchlight I: Po prostu trzeba; Torchlight II: Bardzo dobry hack’n’slash
Ocena: I – 5/5; II – 4+/5
Seria Torchligh
stworzone przez Runic Games
data premiery PC: I – 27 października 2009, II – 20 września 2012
czas ukończenia gry: I – ok. 20 godzin, II – ok. 25 godzin
Wymagania sprzętowe (minimalne): działający komputer